Kilka tygodni temu pisaliśmy o planach inwestycyjnych dotyczących kościoła Wniebowzięcia NMP. Dziś rozmawiamy

z proboszczem parafii, ks. Andrzejem Preussem, który kieruje nią od pół roku.

Jestem jak trzcina

- Do Szczytna przybył ksiądz z Barcian, gdzie również sprawował obowiązki proboszcza, ale tylko przez trzy lata. Jak na tę funkcję kościelną to bardzo krótki okres.

- W Barcianach udało się mi razem z parafianami zdziałać wiele dobrego. Podobało mi się tam. Ksiądz Arcybiskup zadecydował jednak, że mam zmienić miejsce pracy. W ten sposób znalazłem się w Szczytnie.

- Uznał najwyraźniej, że ksiądz będzie najlepiej nadawał się na następcę odchodzącego na emeryturę ks. Józefa Drążka?

- Bardzo doceniam pracę księdza prałata włożoną w tę parafię. Przeprowadził ją przez bardzo trudny okres. Kłaniam mu się za to nisko, jest dla mnie autorytetem. Cieszę się też, że cały czas pozostaje z nami. Oczywiście są jednak rzeczy, które ja widzę inaczej. Nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że przyszedł nowy i od niego się świat zaczyna. Nie zaczyna się. Jasne jest jednak to, że ja mam troszeczkę inną wersję duszpasterstwa czy pracy w parafii.

- Najlepiej świadczą o tym zamiary inwestycyjne, z którymi zapoznał ksiądz swoich parafian. Jakie są reakcje?

- Na razie jestem pod wrażeniem tego, z jaką życzliwością spotykam się na każdym kroku. W związku z tymi wszystkimi projektami odwiedziłem wiele osób i nikt nie odmówił mi pomocy. Wszystko idzie bardzo łatwo, aż zaczynam się tego obawiać.

- Na pewno spotkają też księdza przykre sytuacje. Czy jest ksiądz na nie przygotowany?

Wiem, że prędzej czy później to się zdarzy. Ale dam sobie radę (tak mi się przynajmniej wydaje). Postrzegam siebie jako taką trzcinę. Łatwo mnie zgiąć, ale złamać się nie dam. Może być tak, że ktoś do mnie przyjdzie i powie mi parę rzeczy, po których będzie mi przykro, ponoszę to w sobie, ale potem się wyprostuję. Na razie jednak dostrzegam same pozytywy i chęć pomocy w realizacji moich planów. Cieszy mnie to bardzo. Najważniejsze jednak jest to, co będzie działo się w środku, w kościele. Czy to wszystko, co ewentualnie uda nam się zrobić, pomoże nam wszystkim spotkać i zaprzyjaźnić się z Panem Jezusem.

- Co ma ksiądz na myśli?

- Bardzo mi zależy na zakładaniu kręgów rodzin i biblijnych. Często spotykamy się z członkami rodzin, rozmawiamy o wszystkim, jednak temat Boga to taki temat tabu. Chciałbym to zmienić, ożywić dyskusję. Mamy dobry zespół młodzieżowy. Chciałbym, abyśmy robili adoracje otwarte wieczorne z młodzieżą. Czuję, że może być z tego dużo dobrego.

- Ostatnio w całej Polsce przeprowadzone zostały badania uczestniczenia parafian we mszach. Jak wypadła księdza parafia?

- Procentowo wychodzi nam około 21%. To taki standard ogólnopolski.

- Zastanawiająca sprawa. Jak to może być, że do wiary przyznaje się około 90% ludzi, a na mszach jest tak niska frekwencja?

- Myślę, że nadchodzą czasy krystalizacji. Albo będę mocny przy Panu Bogu, albo całkiem zrezygnuję. My trochę niejako przez historię zostaliśmy nauczeni takiego życia na pół gwizdka. W niedzielę byliśmy przy Panu Bogu, ale we wtorek już niekoniecznie. Może właśnie krystalizuje się nasza wiara i zostanie nas niewielu, ale to będą wzorce. Oczywiście to tylko moje zdanie.

- Nie uważa ksiądz, że to trochę wina Kościoła, że został w tyle za chociażby informatyzacją czy szybkością przekazu serwowanego przez inne media?

- Tak, na pewno Kościół został za przekazem, nie nadąża za duchem czasu. I powiem tak - wbrew pozorom dzięki Bogu. Patrzę na to z pewnej perspektywy. Kościół jest jak taka stara matka. Przy tych bardzo szybkich zmianach współczesnych, ze swoim doświadczeniem nie daje się wmanewrować w to, co jest takie niejasne, niepewne i czasem obraca się przeciwko nam. Jestem 19 lat księdzem, przez ten czas zobaczyłem wiele takich rzeczy, za którymi wydawało mi się, że trzeba iść. Potem się okazało, że to umarło, siłą rzeczy. Kościół powinien być stabilny, jak fundament, a nie łapać się wszystkiego.

- A jak wygląda frekwencja na kolędzie?

- Kolędujemy dopiero od kilku dni, ale jak na razie 85% wiernych przyjmuje nas w swoich domach. To jest dobry wynik.

- Czy mógłby ksiądz powiedzieć coś o sobie, jakie ma hobby?

- Moje hobby to duszpasterstwo. Jestem człowiekiem, który bardzo dużo rzeczy lubi robić. Latałem szybowcami, pływałem pod wodą, jeździłem konno, pracowałem w warsztacie samochodowym. Lubię pływać na basenie, trochę boksowałem, pływam na żaglówce, kajakach. Dużo rzeczy robiłem w moim życiu, ale nic tak naprawdę nie dało mi takiego poczucia pasji. Nic mnie nigdy nie wciągnęło na dobre. Największą radością, jaką odkryłem jest bycie przy Panu Bogu. Dlatego zostałem księdzem. Nic mi tego nie zastąpi.

Rozmawiał Łukasz Łogmin