odcinek 244

Jak mawia piękne staropolskie (wszystkie są piękne i staropolskie) przysłowie – jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził. Właściwie to gdyby człowiek siedział jak przed paroma tysiącami lat gdzieś zamknięty w jaskini, za sąsiadów miał zaprzyjaźnionego mamuta i parę prehistorycznych dzików w charakterze rezerwy żywnościowej, to i kłopotów miałby znacznie mniej. Bo kontakty z innymi członkami plemienia były ograniczone do niezbędnego minimum, media dopiero raczkowały w postaci prehistorycznych malowideł naściennych, a towarzyszka życia o żadnym tam parytecie nie słyszała, swoje miejsce w jaskini znała i przypuszczalnie ceniła. I komu to szkodziło?

Może aż tak daleko idące refleksje nie gościły pod czaszką Kowalskiego, w końcu jest zdrowym, młodym człowiekiem z piękną kartą hydraulika w przeszłości. Niemniej wyraz jego szczerze otwartej zazwyczaj fizjonomii nie pozostawiał wątpliwości. Kowalski intensywnie myślał! Gdyby to jeszcze mógł sobie pomyśleć o pięknych panienkach, miłym dla oka widoku dobrze zapełnionego barku czy innych uciechach dnia powszedniego… Gdzie tam! Jako oddany urzędnik szczebla lekkopółśredniego myślał na temat, i to temat wyznaczony przez przełożonego, czyli przez panią Dolińską. A do czego to może doprowadzić? Naprawdę żal człowieka!

- Słuchaj, Kowalski – usłyszał z samego rana, kiedy niczego złego się nie spodziewając zajął miejsce na krześle przy biurku szefowej.

- Słuchaj więc dobrze! Jesteśmy akurat w szczególnym okresie!

- O rany, znowu szczególny okres, a kiedy będzie w końcu zwyczajny święty spokój? – westchnął w duchu, lecz na zewnątrz zachował niezmącony spokój i życzliwe zainteresowanie na gębie.

- Zbliża się szybkimi krokami czas wyborów nowych władz naszych działkowych ogródków!

- Eeee… już chyba z dziesięć razy to słyszałem, ma szefowa pietra czy co? Zaczyna w piętkę gonić! – spojrzał z zainteresowaniem, gdyż zaświtała mu delikatna nadzieja. W końcu każdy urzędnik nosi buławę, niekoniecznie w plecaku.

- Otóż musimy się dokładnie wokół obejrzeć, stwierdzić jakie i gdzie występują zagrożenia i w porę je zneutralizować! Wszyscy mają być zadowoleni!

- Wszyscy, czyli kto pani Prezes? – Kowalski, dostosowując się do sytuacji, przeszedł na ton oficjalny.

- Cały elektorat Miejskich Ogródków Działkowych, co do jednego! Sprawdzić co kogo boli i niezwłocznie pomóc, albo przynajmniej rzetelnie obiecać! Jasne?!

- Tak jest! To znaczy … Kogo boli? Mamy wykaz placówek medycznych na naszych stronach ogródkowych w Internecie, każdy może sobie…

- Kowalski! Bo przestanę wierzyć, że tylko udajesz idiotę!

Tymczasem Kowalski tak naprawdę to niespecjalnie się orientował w bolączkach mieszczneńskich działkowców. W końcu był od spraw technicznych, kontakty z elektoratem załatwiała dotąd szefowa. Widział zaś wyraźnie, że każda dyskusja na ten temat nie będzie dzisiaj dobrze widziana. Ze spuszczoną głową przeszedł przez sekretariat.

- Czy mamy jakąś stronę w Internecie, na której można zgłosić swoje bolączki do szefowej? – zwrócił się do pleców zapracowanej sekretarki.

- Co?

- No Internet, komputer, to co tu stoi – pokazał palcem.

- Może i coś takiego tam jest, ale kto by miał czas to czytać… Zresztą niech sobie pan zajrzy… Za to mamy książkę skarg i wniosków - wyciągnęła spod biurka dość sfatygowany zeszyt.

- Ale tu tylko same sprawy mieszkaniowe… Temu altanka przecieka, tamtemu grzyb wchodzi, normalka, nic ciekawego…

- Da pani, popatrzę… - Kowalski z pewnym takim obrzydzeniem sięgnął po urzędową wypłakiwalnię. Przekartkował i faktycznie nic ciekawego nie znalazł – Na te bóle chyba lekarstwa nie znajdę… - Zaraz, zaraz, jest chyba coś ciekawego… Świeży wpis sprzed kilku dni wydawał się interesujący.

- W końcu coś ciekawego, kran to przecież hydraulika!

„Chciełem sobie kran założyć na ścianie altany do podlewania, ale zgody mi nie dajom w zarzondzie bo za obrys wystaje. Nie wiem skond o tym wiedzom bo na mapie co ją tam majom to mojej altany nie ma chociaż już dziesieńc lat stoi! Za to som na mapie altany obok co ich już dawno nie ma i musze iść teraz do pana Toczka żeby mi tam nowom mape dali! To skond wiedzom, że mi wystaje?” Kowalski jeszcze raz przeczytał i mniej więcej załapał o co chodzi.

- Proszę do mnie z planem działek – wezwał właściwego urzędnika.

- To przecież niemożliwe, żeby w działkowym zarządzie nie było aktualnej mapy… - coś się gościowi pofajtało, ale sprawdzić trzeba i może efekt będzie, jednego przestanie boleć?

Po chwili zagłębił się w studiowanie dostarczonych planów i nie mógł uwierzyć własnym oczom.

- Zaraz, zaraz – przypomniał sobie – przecież w tym miejscu już od dawna stoi altana… Prawda?

- Prawda – zgodził się Kompetentny Urzędnik.

- A na planie jej nie ma… - stwierdził Kowalski – a za to są tutaj jakieś dwie altany, których tam nie ma, a przecież te działki dopiero co sprzedaliśmy! Prawda?

- Prawda – zgodził się Kompetentny Urzędnik.

- No to co jest do jasnej cholery, prawda?! – uniósł się Kowalski. - Nic z tego nie rozumiem?! Ta mapa jest nieaktualna!

- Aktualna! – stwierdził z całym spokojem urzędnik.

- Ku… - opanował się Kowalski. – Jak aktualna, jeżeli nie zgadza się z rzeczywistością?!

- No i co z tego, ale jest aktualna, bo nikt jej nie poprawił! – wywiódł urzędnik z niezmąconą logiką.

- Ludzie! Teraz mnie też boli! – zawył w duchu Kowalski – A kto mi pomoże!?

Marek Długosz